Czasem zazdroszczę tym młodym bohaterom filmów, ktorzy są chorzy na raka. Zakochują się głęboko, żyją krótko, a ich dwudziestoletnie życie jest pełniejsze niż życie ekwadorskiego emeryta. Są jak powstańcy warszawscy - tyle, ich rodzice nie są tępymi krótkowzrocznym idiotami i nie wysyłają ich na pewną śmierć. Ale najważniejsze; przez to, że ich zmagania, w odróżnieniu od powstańców, są jednocześnie trywialne i heroiczne, Ludzkość oszczędzi ich; nie staną się durnym mitem, w swojej skromnej waleczności, nie zostaną fałszywie zapamiętani, lecz przetrwają prawdziwie, jedynie w pamięci najbliższych.