mieszkam w motelu na zakręcie śmierci
gdzie co noc nad kanionami powiek
ścieli się mgła znad lipcowej łąki
trącana dla odwagi tchnieniem obietnicy dnia

za szybą mkną naczepy z ogniami finałowymi
dekoracje dzielą się a statyści znikają w zapadniach sceny
odchylam żaluzje ściskam moją walizeczkę
nie wiem czyj to sen ani jak się zakończy

rozlega się świst fajrantu i nadchodzi koda snu
skromny dotąd sopran atakuje arię di bravura
sufler wyjaśnia awatarom sens ról
dla ilustracji wilcze kły szarpią zajęcze gardła

słyszę szum wody która zaleje mój tani motel
za chwilę całun fal obnaży ciała wszystkich tajemnic
trąby wrzasną i trony spadną pod boże pięty
a zwierzęta wznowią turniej skata po udanej ewolucji