"sunął w mrok pijany tramwaj
i słyszałem rajskich ptaków śpiew
odurzającą pieśń młodości
wyrywającą ster z rąk

no to sobie głowicą zjeżdżam
i już frezuję kieszeń przelotem
kiepski to frez był ale pralka już chodzi
może zdążę do Ciebie tej nocy

odkręcam kurek z gorącą wodą
i spływa ze mnie Warszawa
zapalam latarnię w ogrodzie
po ciemku skradam się przez korytarze

mój syn cofa głowę z nienawiścią
gdy nożycami rąk gładzę jego włosy
kryją się w nich proroctwa
nim się zbudzą zaspane kosy

o świcie nowego świata
co przenika przez las jak przez szprosy
błyśnie przez nici babiego lata
spinające sosny jak halsy
zawtóruje mu stek bluźnierstw radosnych
gdy pamięć o mnie schwyta żmiję
pod szałasem w dwa ognie

i asfalt spłynie z szosy
załopocze koszula łagodnie
rower zasunie piorunem w dół trzeźwo
skok nad pniem tramwajarzy
trel słowika i zgrzyt zmiany biegu
kierownicy chwyt mocny

wtem mir domowy zburzył
śmiertelnie zakłopotany pająk
pogadaliśmy jak mężczyźni
rankiem nastał błogi pokój

stawię mu czoła dzielnie
w oparach benzyny rzeź niosąc
gniazdom kretów i chmarom kleszczy
uniosę przyłbicę baseballówki
braciom w pogodnej miłej śmierci
i zetnę kosmyk trawy"

–15-22 VII 2015, nocami